Rozmowa z Dominikiem Podwiką, trenerem marki RICA: o inspiracjach fryzjerskich, pracy szkoleniowca i najnowszej kolekcji fryzur zatytułowanej „Unobvious”.
Redakcja: Jak zaczęła się Twoja przygoda z fryzjerstwem?
Dominik Podwika: Zaczęła się od niezdanego egzaminu z chemii… Studiowałem Chemię na Uniwersytecie Wrocławskim, nie zdałem egzaminu i miałem przymusowe wakacje. Wyjechałem na pół roku do Londynu. Z tego pół roku zrobiło się osiem lat. Przez pierwsze dwa pracowałem w różnych miejscach – na zmywaku, przygotowywałem kanapki, byłem kelnerem, barmanem, roznosiłem gazety… Byłem zdany na siebie i od siebie zależny, dlatego pobyt w Anglii bardzo mi się podobał. Wtedy też do Londynu przyjechała moja siostra, która zajmuje się kosmetologią i zaczęła pracować w salonie kosmetyczno-fryzjerskim. Przychodząc do niej obserwowałem fryzjerów i bardzo zaciekawiła mnie ich praca. Zaintrygowało mnie, jak pod różnymi kątami obcinają włosy, suszą je i tworzą wspaniałe fryzury. Znajomi siostry, którzy szkolili się w Akademii Toni&Guy poradzili mi, bym rozpoczął naukę właśnie tam. Zaniosłem więc kilkanaście CV do ich salonów, wtedy w Londynie było ich chyba kilkadziesiąt. Znalazł się jeden salon, w którym wszystko się zaczęło. Wybrałem opcję szkolenia przez 2-3 lata jako asystent. Zacząłem pracować w dzielnicy Notting Hill znanej m. in. z filmu z Julią Roberts i Hugh Grantem o tym samym tytule.
Jak wyglądała wtedy Twoja nauka i praca?
DP: To był najtrudniejszy okres w moim życiu. Wypłata asystenta była bardzo niska. Musiałem zrezygnować z imprez, spotkań ze znajomymi. 2/3 moich zarobków to były koszty mieszkania. Pracowałem 5 dni w tygodniu, a w pozostałe 2 dni miałem zajęcia, podczas których uczono nas technik Toni&Guy – wtedy było to 13 klasycznych cięć, które trzeba było opanować do perfekcji. Droga do zawodowego fryzjerstwa była jeszcze daleka. Przychodziłem w dni wolne, obcinałem włosy modelkom, które sam musiałem znaleźć „na ulicy”. To nie był łatwy czas i na pewno wiele osób nie przeszłoby tej drogi, którą ja przeszedłem. Nie raz sam miałem dosyć i chciałem wracać do kraju, ale miałem cel i wiedziałem, że kiedyś stanę się samodzielnym fryzjerem. Do dziś myśl o pracy bardzo determinuje moje działania.
Tak wyglądał okres zanim dopuszczono mnie do innych zadań. Uczyłem się u najlepszych i dałem radę. Niektórzy tylko marzą o wyjeździe do słynnej Akademii, a ja znam ją od podszewki. Myślę, że jestem jednym z nielicznych polskich fryzjerów, którzy zdali egzamin końcowy i uzyskali certyfikat uprawniający do pracy w salonach Toni&Guy na całym świecie. Po egzaminie zostałem jednak w Londynie – początkowo na Notting Hill, a potem w mojej ulubionej dzielnicy Angel.
Jeżeli zaszedłeś w Londynie tak daleko, to dlaczego nie chciałeś tam zostać?
DP: Marzył mi się powrót do kraju. Miałem już dosyć angielskiego „zabawowego” stylu życia - od weekendu do weekendu. Męczyło mnie szybkie tempo, duże odległości. To był dobry czas, by wrócić do Polski. Pochodzę spod Wrocławia, z Lubina. Wróciłem do Wrocławia, gdzie miałem znajomych. Pracowałem tam w salonie fryzjerskim, nie od razu założyłem własny. Mieszkałem trochę w Krakowie, sprawdzałem, gdzie jest moje miejsce. W Londynie doświadczyłem tego, że fryzjerstwo może być pasją i tego samego szukałem po powrocie do Polski.
I odnalazłeś tę pasję w Polsce?
DP: Nie od razu. Przyzwyczaiłem się do pracy w dużych salonach, które miały po kilkanaście stanowisk i kilkudziesięciu pracowników, z których każdy miał serce do pracy oraz otwarty umysł, wyobraźnię. W Polsce zderzyłem się z inną rzeczywistością. Miałem dużo pomysłów, nadal chciałem się rozwijać. Tutaj szukałem „swojego” miejsca - salonu i ludzi, z którymi dobrze by mi się pracowało. Takich, którzy podzielają mój entuzjazm do naszego zawodu. Chciałem mieć swoje grono klientek i w pełni realizować założenia tego zawodu. Dlatego postanowiłem otworzyć własne Studio. Znalazłem idealne miejsce na wrocławskim Nadodrzu, przy ulicy Kaszubskiej.
Na początku było ciężko utrzymać i prowadzić salon. Pracowałem z wieloma osobami, ale nie każdy nadawał się do pracy ze mną. W salonie jestem dość wymagający, więc rozumiesz chyba, że niełatwo mi było znaleźć współpracowników. Teraz pracuję z Gosią, która jest moją „lewą ręką”, bo jestem leworęczny. Z czasem postanowiłem rozszerzyć działalność i zająłem się także edukacją fryzjerów, co chyba przyszło dość naturalnie. Pracując już we Wrocławiu, miałem epizod z prowadzeniem kursów fryzjerskich. Wtedy też zrobiłem kurs pedagogiczny.
Zatem wiedza pedagogiczna przydała Ci się podczas prowadzenia szkoleń dla RICA – zarówno tych na „żywo”, jak i w postaci webinarów. RICA przeprowadzała je podczas pandemii koronawirusa.
DP: Na pewno. Lubię dzielić się wiedzą, wymieniać doświadczeniami. I to nie tylko z wiedzy technicznej, ale także z życia, z postrzegania świata. Bardzo dobrze czuję się w roli edukatora. Szkolenia online różnią się bardzo od tradycyjnych, ponieważ nie ma publiczności, brakuje słuchaczy, co jest o wiele trudniejsze. A ja uwielbiam ludzi, kontakt z nimi. Prowadzenie szkoleń online to bardzo ciekawe doświadczenie. Spodobało mi się, że można dotrzeć z wiedzą fryzjerską do słuchaczy nawet w tak trudnych czasach, gdy bardzo ograniczona jest możliwość bezpośredniego kontaktu. Wideokonferencje, transmisje „live” pokazały, że potrafimy szkolić się nawet w trudnej sytuacji pandemii.
Dlaczego wybrałeś markę RICA jako partnera w swoim salonie fryzjerskim?
DP: Lubię pracować profesjonalnymi produktami, dobrymi jakościowo. Selektywnie dobrałem markę, z którą chciałem pracować. Wprowadzać zarówno koloryzację, jak i pielęgnację oraz stylizację. Kondycja włosa jest bardzo ważna, bo od niej zależą efekty kolorystyczne i cięcia. Kiedy szukałem nowych produktów, zwłaszcza do koloryzacji, znalazłem markę RICA i produkty bardzo mi się spodobały. Cenię to, że kosmetyki zawierają składniki pochodzenia naturalnego. Dają wspaniały efekt pielęgnacyjny i kolorystyczny – trwałość koloru jest niesamowita! Produkty spodobały się w moim salonie do tego stopnia, że wprowadziłem je na wyłączność.
Jako edukator nie mogę pracować na innych kosmetykach, ale moi pracownicy mogliby to robić. Jednak zupełnie nie mamy potrzeby wprowadzenia innych marek. Skorzystałem również z propozycji stania się edukatorem RICA. Zacząłem pracę jako aspirant, potem zdałem egzamin i zostałem trenerem marki. Najpierw szkoliłem fryzjerów pod okiem Semmy’ego Mele – Międzynarodowego Trenera RICA z Sycylii, skąd pochodzi marka, a potem już robiłem to sam. Uczyłem się u profesjonalistów i w swoim życiu zawodowym chciałem również postawić na profesjonalizm. Podoba mi się zaangażowanie i profesjonalizm marki RICA jako partnera. Wszystko jest perfekcyjnie poukładane i zaplanowane, co pozwala nam – edukatorom i fryzjerom – skupić się na pracy. Nie ma przypadkowości, wszystko ma swój plan i porządek.
Dominiku, przygotowałeś ostatnio kolejną kolekcję. Opowiedz nam o niej.
DP: Raz, dwa razy w roku razem ze znajomymi – fotografką, stylistką i makijażystką - tworzymy nowe kolekcje. Zawsze czerpię inspirację z moich dwóch ulubionych szkół fryzjerskich, tj. Toni&Guy i Vidal Sassoon. Ostatnia kolekcja nazywa się „Unobvious”, czyli „Nieoczywistość”. Jest to kolekcja Wiosna-Lato oparta na koloryzacji Chromoplus i odcieniach blond marki RICA. Fryzury są krótkie, lekkie, ulotne w formie – głównie pixi i short bob. Są tu geometria, asymetria, ostre cięcia i odważna kolorystyka. Blondy połączyłem z różem, fioletem i szarościami, które podkreślają osobowość i symbolizują nieograniczone możliwości form. To idealna propozycja dla odważnych kobiet, które szukają zmian.